czwartek, 3 stycznia 2013

Prolog.

Music
Ludzie mówią, że życie można porównać po zapisu z elektrokardiogramu. Są upadki i wzloty, i tak cały czas... do śmierci. Ale czy ta śmierć to tylko zatrzymanie pracy serca, umieranie ciała? A może można umrzeć żyjąc? Tutaj, na ziemi. Jeśli odpowiedź na to pytanie jest twierdząca, to mogę śmiało twierdzić, że zjawisko to dotyczy właśnie mnie.  Umarłam, jeszcze funkcjonując. Nie wiem, kiedy to się stało. Mogło to być zarówno wczoraj, jak i rok temu. Wiem jedynie, kto mi to zrobił. Kto mnie zabijał - powoli i konsekwentnie. Nie pamiętam imion i nazwisk. W głowie widzę tylko twarze. Z początku przepraszające i kochające, po chwili jednak przeradzające się w twarze w horrorów. Widzę je, ilekroć zamknę oczy. To oni doprowadzili do mojej śmierci. Moi byli, a może lepiej byłoby powiedzieć: egzekutorzy w skórze kochanków z romansów. Nie wiem, ilu ich było. Dwóch, pięciu, dziesięciu? Każdy z nich ranił mnie tak samo. Każdy kolejny coraz głębiej zanurzał ostrze w moim sercu, sprawiając, że wszystko umarło. Moje wszystkie uczucia. Nie czuję niczego, nawet żalu do nich. Może zrobili dobrze, może nieświadomie mnie..uratowali? Teraz już wiem, co mam robić.  Wiem, że muszę być ostrożna, by nie być zraniona po raz wtóry.
Taką właśnie zamierzam być. Zimną, bezuczuciową suką. Kiedyś byłam inna. Otwarta, kochająca. Nie tęsknię za tym. Nie tęsknię za własnym uśmiechem, za wspólnymi spotkaniami w przyjaciółmi, których teraz nie mam.
Teraz jest lepiej. Na pewno.
A może jednak odpowiedź jest negatywna, może człowiek póki żyje może całkowicie zmienić swoją ścieżkę, po której cały czas stąpa. Może jest inaczej, niż myślę. Może jednak oni mnie nie zabili, a jedynie sprawili, że pokryłam się niewidzialna osłoną, która chroni mnie, ale jednocześnie oddziela mnie od wszystkich bliskich mi osób. Może to całe zamykanie się jest złą decyzją. Może najgorszą. 
A może jednak najlepszą. 
Życie stawia nam pytania, na które nie możemy odpowiedzieć. Próbujemy, ale to ponad nasze siły. Dlaczego?  Dlaczego tak łatwo można się zagubić, a tak trudno otworzyć się powtórnie na ludzi i na uczucia. 
Dopiero niedawno doszło do mnie, że wciąż stąpam po kruchym lodzie, który w każdej chwili może pęknąć. Jestem na krawędzi, zaraz pewnie będę musiała brać jakieś psychotropy. Jeszcze kilka tygodni temu byłam pewna wszystkiego, teraz nie wiem nic. Nie znam samej siebie. Nie wiem, czego chcę. Nie wiem, co jest dla mnie najlepsze, najważniejsze. 
To właśnie ja, zagubiona jak małe dziecko, które jednak nie ma kilku lat, a całe 26 wiosen. To niepoważne, wiem. Nie wiedząca nic, poddająca się monotonni i rutynie życia w Anglii. Chciałabym wiedzieć, dokąd ta rutyna mnie zaprowadzi. Chciałabym coś zmienić, sprawić, żeby moje życie nabrało sensu.. ale teraz nie ma to już nie ma znaczenia. Jeśli nie ma się dla kogo żyć, to po co w ogóle żyć? W Londynie, na każdym kroku, na każdej ulicy są moje wspomnienia. Bolesne. Powinnam wyjechać, zostawić to za sobą. 
Wcielę swój plan w życie. Będę bezuczuciowa, ale nie tutaj. Gdzie indziej. Chcę zacząć swoje życie od nowa, od czystej kartki, którą mogę zapisać. I nie popełniać tych samych błędów...

------------------------------------
Jest i prolog. Mam nadzieję, że się podoba. Mnie coraz mniej, ale cóż, wiedziałam, że to będzie dla mnie najtrudniejszy krok. Skoro go zrobiłam, teraz pójdzie już, tak jakby, z górki. :)
Do następnego. :*

Bohaterowie.


Bohaterowie:


Elizabeth Bley




Sergio Ramos



Dedykacja.

To opowiadanie dedykuję jednej, specjalnej osobie. Mogłabym o niej nawijać godzinami, więc pozwólcie tylko, że powiem tak: 
Mojej najlepszej przyjaciółce, mega-giga-super-fance Realu Madryt - Paulinie.
 Naszła mnie ochota na napisanie czegoś krótkiego, więc opowiadanie nie będzie miało więcej niż 8 odcinków. Waham się pomiędzy 5 a 6. Zobaczymy, jak wyjdzie. 
W rolach głównych: Ona i On - oczywiście piłkarz. Jaki? 
Tego dowiecie się już za moment.